niedziela, 10 stycznia 2016

Empatia, nvc i dobrzy znajomi

Porozumienie bez przemocy (nvc, tzn. nonviolent communication) jest prostą metodą łączności ze sobą i z innymi. Prostą "w teorii". Cztery kroki: zauważaj (nie oceniaj), mów o swoich uczuciach, mów o potrzebach, z których te uczucia wypływają, proś o konkrety (nie żądaj, nie sugeruj...).
I podobnie w odbiorze: staraj się dotrzeć do faktów, uczuć, potrzeb i konkretnych działań, o które ktoś chce prosić. To samo stosuj względem innych i względem siebie (mów sobie, co czujesz i czego potrzebujesz, z czego to wynika i co konkretnie masz zrobić).

Ta prostota mnie urzekła - choć mam też wątpliwości (właśnie teoretyczne). Jednakże: "po owocach ich poznacie".

To, co proste "w teorii", "z lotu ptaka", jest "gigantycznie" trudne w praktyce, tzn. "z perspektywy żaby".

Uwolnienie się od nawyku oceniania, nieuprawnionego uogólniania to pierwsza przeszkoda w moim przypadku. Drugą jest ogromny wewnętrzny opór w docieraniu do swoich uczuć i potrzeb. Kolejną - może największą - brak wytrwałości we współodczuwaniu, pośpiech. Wszystko to jest z punktu widzenia teorii banalne i nieciekawe. W praktyce - mimo szczerej chęci wejścia na tę drogę - te przeszkody "gigantycznie" trudno przezwyciężyć. Moja droga, którą idę od około 4 miesięcy, to pasmo niepowodzeń. Kilka udanych prób przekonało mnie, że owoce są dobre.

Marshall Rosenberg, twórca nvc (pod koniec lat 60-tych, zm. w 2015 r.), opowiada w swojej książce Porozumienie bez przemocy. O języku serca o tym, jak został zrugany przez oburzonego słuchacza swojego wprowadzenia do metody nvc: Jest pan najbardziej aroganckim mówcą, z jakim mieliśmy do czynienia. Okazało się, że słuchaczowi zabrakło informacji, że mnie [tj. Rosenbergowi] też czasem jest trudno stosować ten model w praktyce. Książka jest pełna - ku pociesze czytelnika - takich informacji.

Książka Rosenberga prowadzi w niezwykłe rejony najzwyklejszego życia. W kluczowym dla mnie rozdziale o empatii spotykam trójkę znajomych, a każdy z nich bliski memu sercu. Dlaczego mnie to nie dziwi?

Chiński filozof Chuang-tsy stwierdza, że prawdziwa empatia pojawia się, gdy człowiek słucha całym sobą: "Słuchanie samymi uszami to jedno.  Słuchanie rozumiejące to całkiem co innego. Ale słuchanie poprzez ducha nie odbywa się za pomocą któregokolwiek ze zmysłów i nie jest ograniczone możliwościami ucha ani umysłu. Dokonuje się więc tylko pod warunkiem, że umysł i wszystkie zmysły są puste. Gdy bowiem pustoszeją, słucha całe jestestwo. Możemy wtedy w najbardziej bezpośredni sposób ogarnąć to, co mamy przed sobą, a czego nigdy nie uda się usłyszeć uchem ani zrozumieć umysłem".
Empatia jedynie wtedy pojawia się w kontaktach z ludźmi, gdy udało nam się wyzbyć wszystkich z góry przyjętych wyobrażeń i ocen na ich temat. Martin Buber w następujący sposób opisuje ten specyficzny rodzaj obecności, którego wymaga od nas życie: "Pomimo wszelkich podobieństw każda żywa sytuacja ma - niczym nowo narodzone dziecko - nowe oblicze, jakiego nigdy dotąd nie było na świecie i nigdy więcej nie będzie. Domaga się od Ciebie reakcji, której nie da się zawczasu przygotować. Nie domaga się żadnej z rzeczy minionych. Domaga się natomiast autentycznej obecności, odpowiedzialności; domaga się ciebie".
Niełatwo wytrwać w tym stanie autentycznej obecności, którego wymaga empatia. "Poświęcenie uwagi cierpiącemu to bardzo rzadka i trudna sztuka; to coś, co graniczy z cudem; więcej: to istny cud" - twierdzi Simone Weil. [Marshall B. Rosenberg Porozumienie bez przemocy. O języku serca, przeł. M. Kłobukowski, Warszawa: Czarna Owca 2015, ss. 105-106]

Chcę powtórzyć: "opróżnić umysł i zmysły", "wyzbyć się wszystkich z góry przyjętych wyobrażeń i ocen", "dać siebie, nie: rzeczy minione" - to "istny cud".

Cuda się zdarzają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz