Tak na przełomie wieków wyglądał cmentarz, który się tu znajdował.
Tak wyglądało to miejsce na przełomie lat 40-tych i 50-tych.
Tak wygląda teraz.
A oto mój tekst.
Gdyby ktoś, na przykład chodząc po
Chojnicach z kamerą w ręku, zrobił badanie dotyczące tego, czy
zdaniem respondentów powinniśmy otaczać szacunkiem miejsca
pochówku, pewnie trudno byłoby znaleźć kogoś, kto powiedziałby,
że nie powinniśmy. Gdyby z podobnym pytaniem zwrócił się do
przedstawicieli władz samorządowych, pewnie sytuacja wyglądałaby
tak samo.
Szacunek dla zmarłych i miejsc ich
pochówku wyraża się jednak nie tylko w deklaracjach, lecz także w
działaniach. W zachowaniu ciszy na cmentarzu (nawet jeśli trudno
sobie wyobrazić, jak inaczej skosić trawę niż kosiarką). W
geście zdjęcia nakrycia głowy (nawet jeśli jest zimno i leje). W
czym jeszcze? Trudno wymienić wszystko.
Dlaczego jednak zmarłym oraz miejscom
ich pochówku należy się szacunek?
Jesteśmy osobami. Mamy w związku z
tym niezbywalne prawa zapisane w Deklaracji praw człowieka,
dokumencie – niezależnie od kontrowersji interpretacyjnych, jakie
budzi – uważanym za doniosły dorobek cywilizacji zachodniej i
fundament demokracji.
Co to jednak znaczy, że jesteśmy
osobami?
Zgrabną formułę ukuł Wojtyła:
„Osoba to ktoś”. Niewątpliwie. Tu się jednak rzecz nie zamyka.
Spaemann dodaje: „Ludzi nazywamy
osobami, ponieważ są tym, czym są, inaczej niż wszystkie inne
istoty żyjące”. Na czym polega ta różnica? Skąd się bierze?
Jesteśmy osobami, ponieważ mówimy,
rozmawiamy ze sobą. Rozmawiając ze sobą, tworzymy przestrzeń
rozmowy. Osoby to „miejsca” w tej przestrzeni relacji, którą
tworzy mowa. Bo zawsze jest tak, że ktoś mówi do kogoś o kimś /
czymś. Co więcej, mowa jest przeważnie „brzemienna w odpowiedź”
(sformułowanie Bachtina) i tym samym mówiący staje się tym, do
kogo się mówi itd.
Mowa jednocześnie sprawia, że osoba
to ktoś zdolny do szczególnego rodzaju działań. Bez mowy tych
działań by nie było. Są to działania językowe i par excellence
osobowe, nieobecne w świecie pozaludzkim – a przecież wszystkie
istoty żyjące coś robią. Te nasze działania osobowe to dla
przykładu prośby, nakazy, podziękowania, przyrzeczenia, śluby,
akty przebaczenia, ale też oskarżenia i potępienia – i wiele,
wiele innych.
Co więcej, fakt, że „mamy słowo”
(sformułowanie Ebnera), umożliwia nam – oprócz wielu innych
rzeczy takich, jak choćby uprawianie nauki oraz poszerzanie
możliwości technicznych – życie duchowe (które, dokładnie tak,
jak chciał św. Paweł, jest czymś różnym od naszego życia
„zwierzęcego”).
Wróćmy do przestrzeni relacji
tworzonych przez mowę. Tak tę przestrzeń opisuje przywołany już
Spaemann: „[…] „miejsce” osoby w przestrzeni komunikacji
znajduje się w [...] relacji do wszystkich innych miejsc. Każda
osoba zajmuje w niej to miejsce, które jest na zawsze przeznaczone
tylko dla niej.” (Podobne sformułowania znajdziemy u wspomnianego
już wyżej Bachtina).
Wszyscy mamy tę intuicję. To jest
intuicja niepowtarzalności każdego ludzkiego istnienia. Szczególnie
żywa, kiedy tracimy kogoś bliskiego: bo nikogo w tym wymiarze nie
da się zastąpić. Z osobą odchodzi kawałek świata (bo kto
upiecze taki chleb, jak babcia piekła, i potem pozwoli zjeść
zamiast obiadu kromkę ze śmietaną i z cukrem). Odchodzi też
odrębna, niepowtarzalna perspektywa jego widzenia i odczuwania.
Dlatego rację ma również Wittgenstein, kiedy pisze wprost, że z
czyjąś śmiercią kończy się jakiś świat.
Chociaż „zadatki” życia osobowego
są nam dane wraz z mową, to wejście na drogę jego pełnego
urzeczywistniania jest zawsze odrębnym, świadomym aktem. Ten akt
jest jednoczesnym aktem uznania innych za osoby – wszak mowa
zakłada szczególną równość: każdy, do kogo kierowane są
słowa, kiedyś staje się mówiącym. Ów akt wejścia, raz
urzeczywistniony, musi być nieustannie ponawiany.
„Uznanie kogoś za osobę oznacza
najpierw ograniczenie swej własnej, zasadniczo [z naturalnego punktu
widzenia] nieograniczonej tendencji do ekspansji, rezygnację z
widzenia innego tylko w aspekcie znaczenia, jakie ma w moim
kontekście życia” (Spaemann). (O nic innego nie chodziło
Kantowi, kiedy formułował imperatyw kategoryczny).
Szczególnym wyrazem uznania innych za
osoby jest stosunek do zmarłych. Znów Spaemann: „Cześć, którą
okazujemy zmarłemu, każdemu zmarłemu, [...] odnosi się do niego
jako do osoby.” Przez szacunek dla zmarłych, wyrażany w
poszanowaniu miejsc ich pochówku, niezależnie od tego, jak dawno
zostali pochowani, jakiej byli religii czy narodowości, na nawet
(zaryzykuję to stwierdzenie) niezależnie od tego, co zrobili,
„dajemy się poznać jako osoby”.
Pracowałam kiedyś jako wolontariuszka
na terenie byłego obozu koncentracyjnego w Ravensbrueck. Niedaleko
jest jezioro. Do tego jeziora wsypywano popiół ze spalonych w
obozie ciał. Do tej pory ludzie zostawiają to jezioro w spokoju.
Nie kąpią się.
Dlatego: zostawmy Wzgórze Ewangelickie
w spokoju. To jest miejsce pochówku.
Zresztą ono samo przypomina o tym
swoim charakterze w związku z przebudową chojnickiego domu kultury.
Ewentualny plac zabaw czy cokolwiek innego, i tak będzie świecić
pustkami (nawet jeśli miałby to być park linowy – ludzie
chętniej pojadą do Człuchowa).
(ed)