Dużo się działo w ostatnim czasie. Było kilka ciekawych wydarzeń, o których nie udało nam się napisać. Tomek działał w Gdyni we współpracy z Fundacją Miejsce Tworzenia, była tegoroczna Polska na Kozetce w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku, którą już po raz drugi współorganizowaliśmy, znakomite w tym roku Chojnickie Dni Tischnerowskie m.in. z Wojciechem Bonowiczem, Krystyną Ablewicz, Jarosławem Jagiełłą i stałymi już, naprawdę niemniej znakomitymi, gośćmi (dla mnie bardzo ważne osobiście było wystąpienie Miłosza Hołdy o etyce prawdy i epistemologii rozumu politycznego, ale nie tylko). Było też kilka niemniej ważnych spotkań roboczych. Wszystkie te wydarzenia miały przede wszystkim wymiar spotkania i zrobienia czegoś razem: wspólnej próby zrozumienia uwarunkowań albo stworzenia czegoś, co da wyraz wspólnym potrzebom.
Sobie i Wam życzę w Nowym Roku dalszych intensywnych i zwyczajnie ludzkich (ludzkich w sensie, który stanie się za chwilę jasny) spotkań. Takie są zawsze owocne. I prowadzą do zwykłego ludzkiego spełnienia, możliwego już tu, choć czasem (a może zawsze?) okupionego długimi nocami niezrozumienia i zwątpieniem.
Dołączam z tej okazji fragment jednego z tekstów Martina Bubera:
Wolność […]
kocham jej rozbłyskującą twarz: rozbłyskuje w ciemnościach i
gaśnie, ale chroni serce. Jestem jej oddany, zawsze
gotów do walki o nią. O rozbłysk trwający tylko tyle, ile oko
wytrzyma. O rozkołysanie cugli, które zbyt długo pętały i zbyt
mocno zesztywniały. Lewą dłoń podaję buntownikom, a prawą
heretykom: naprzód! Ale im nie ufam. Potrafią umierać, ale to nie
wystarczy. Kocham wolność, ale w nią nie wierzę. Jak można w nią
wierzyć, gdy się widziało jej twarz! Ta twarz to błysk
wszechznaczeń – wszechmożliwości. O tę wszechmożliwość walczymy ciągle od
nowa, od zarania, zwycięsko i daremnie.
Można zrozumieć,
że w czasach, w których wszystkie tradycyjne więzi, wypaczając
się, zakwestionowały swoją moc, dążenie do wolności urosło
ponad miarę, że odskocznię traktuje się jakby była celem, dobro
funkcjonalne – jakby było dobrem substancjalnym. Rozwlekłe
narzekania na eksperymenty z wolnością to nonszalancki
sentymentalizm; być może tak to musi być, że w tym momencie bez kompasu wielu ludzi rzuca swoje życie na szalę, by się dowiedzieć, w
jakim wymiarze się poruszamy i co mamy obrać za cel. Ale właśnie
swoje życie! Taki eksperyment, zrobiony, to jest karkołomne
ryzyko, to jest coś bezspornego; coś także przedyskutowanego w
pomysłowych wyjaśnieniach, wyznaniach i wzajemnych
problematyzacjach, przedyskutowanego na miał, to jest zgroza
rozkładu. Tym, którzy kładą życie na szali, w pojedynkę lub we
wspólnocie, pozwólcie na skok, pozwólcie na krok w migocącą
pustkę, w której giną zmysły i poczucie sensu, albo ponad nią w
przetrwanie; nie wolno im jednak robić z wolności twierdzenia i
programu. Wyzwolenie od więzi to los; nosi się je jak krzyż, nie
jak kokardę. Uświadommy sobie, co to naprawdę znaczy wyzwolić się
od więzi: to znaczy, że miejsce odpowiedzialności dzielonej z
wieloma pokoleniami zajmuje odpowiedzialność całkowicie osobowa.
Życie oparte na wolności to jest odpowiedzialność osobowa albo
patetyczna poza.
Nazwałem tę moc,
która jako jedyna może dać pustej wolności oparcie, migotliwej,
krążącej w kółko – wskazać kierunek. W nią wierzę, jej
obrońcom ufam.
To kruche życie
między narodzinami i śmiercią może wszak znaleźć spełnienie:
jeśli jest rozmową. Kiedy przeżywamy coś, doświadczamy czegoś,
pojawia się inicjacja rozmowy; kiedy myślimy, mówimy, działamy,
tworzymy, wpływamy możemy to robić w odpowiedzi. Najczęściej
wszakże nie słyszymy, że coś zostało zainicjowane, albo
próbujemy tę inicjację zagadać. Kiedy jednak dociera do nas słowo
i odpowiadamy na nie, wtedy na tym świecie pojawia się ludzkie
życie, choćby było nie wiem jak kruche.
(M. Buber "Ueber das Erzieherische", w: Werke, 1. Band, Heidelberg - Muenchen 1962, ss. 796-797)
(ed)