środa, 5 października 2016

Czy Tomasz Beksiński za mało dostawał w dupę?

Monika Małkowska w recenzji filmu Ostatnia rodzina pisze o Tomaszu Beksińskim:
Histeryk, egotyk, prawie paranoik... Buntownik bez powodu. Nie wiadomo, przeciwko czemu protestuje. Nie lubi tatusia, bo ten nie dał mu nigdy w dupę? Nienawidzi mamusi, bo ta mu posprzątała bałagan? Dręczy zainteresowane nim dziewczyny – bo nie wykazują zrozumienia dla jego wiecznie mrocznych klimatów? Bo nie chcą być narzeczonymi wampira?
Rodzice kupili mu mieszkanie – też źle? Bo za blisko? Ale skoro synek straszy samobójstwami, to chyba oczywiste, że chcą mieć go na oku?
Swego czasu w podobnym duchu pisała Bożena Janicka o bohaterkach Przerwanej lekcji muzyki:
Brakuje [...]  przede wszystkim autentycznego dramatu. Bo to nie jest dramat, że jakaś dziewczyna postanowiła na pewien czas uciec przed życiem do luksusowego sanatorium, przeżywa bowiem trudności okresu dojrzewania, przespała się nie wiadomo po co z nauczycielem, połknęła fiolkę aspiryny (tak, aspiryny) i popiła wódką oraz nie chce jej się studiować. Wybierając sanatorium, intuicyjnie wiedziała, co robi; prawdziwe dramaty czekały na nią raczej w normalnych warunkach.
Nie wiem, czy T. Beksiński - tak jak bohaterka Przerwanej lekcji... - spełniał kryteria diagnostyczne zaburzenia osobowości. Wiem natomiast, że w podobny sposób często odbierane są osoby, które na zaburzenie osobowości cierpią. Często są oceniane dokładnie w taki sposób, jak robią to Małkowska czy Janicka - jako osoby leniwe, rozpieszczone, niedojrzałe etc. Jest to niesprawiedliwe, krzywdzące i niewnoszące niczego. A co najmniej jednostronne.

Zdaję sobie sprawę, że osoby cierpiące np. na zaburzenie osobowości typu borderline są faktycznie trudne we współżyciu. Często wprowadzają duży ładunek napięcia i destrukcji. Oraz ogromną niestabilność. Na ogół mimo młodego wieku mają za sobą długą historię niepowodzeń, obejmującą wiele bądź wszystkie obszary życia. W sferze wewnętrznej chodzi o stale odczuwane napięcie i cierpienie psychiczne wynikające często z linii życia wypełnionej zaniedbaniami, nadużyciami, deficytami i traumą. W sferze zewnętrznej przekłada się to na utrwalony, choć nieuświadomiony wzorzec zachowania się w sposób niestabilny, na ogół - (auto)destrukcyjny.

Mam za sobą lata pracy z ludźmi cierpiącymi na zaburzenia osobowości. Lata wypełnione często frustracją, bezsilnością, złością i innymi emocjami podobnymi do tych przenikających teksty Małkowskiej czy Janickiej. Czasem naprawdę chce się po prostu dać w dupę. Trudno patrzeć, jak ktoś marnuje sobie życie. Jak przysparza cierpienia sobie i innym. Jak się tnie czy zabija.

Po latach pracy z pacjentami wiem jednak również, że istnieje ból psychiczny nie do zniesienia. Że istnieje wrażliwość tak ogromna, jakby brakowało najcieńszej nawet skóry. Że świat wewnętrzny może być tak zrujnowany, że mimo zasobów bardzo trudno go posklejać i jakoś żyć. Że osoby te ranią broniąc się przed zranieniem. Że bez próby zrozumienia są skazane na cierpienie, degradację, często samobójczą śmierć.

1 komentarz:

  1. Kiedyś widząc tzw. knąbrne, rozwieżgane dziecko myślałam: Boże, czemu matka nie da mu w dupę (albo jakiś zamiennik). Ale matka ta była mądrzejsza ode mnie. Wiedziała, że dziecko się boi i tak na strach reaguje. Przytuliła wreszcie do siebie chłopca. On się rozpłakał. A ja w środku też płakałam, bo doznałam wstrząsu. To był dla mnie jeden z momentów "przebudzenia". Jak można się aż tak mylić? No można. Dobrze, że można się też "obudzić" z tego kalibru pomyłki.

    OdpowiedzUsuń