środa, 18 października 2017

Czy Chojnice potrzebują kolejnych placów zabaw?

Nie wystarczy przypadkowo zbudowany plac zabaw, nawet z siłownią. Tylko świadomie zaprojektowana przestrzeń publiczna ma szansę powstrzymać degradację osiedli i posłużyć ich integracji. Potrzebujemy wyodrębnienia na nich pewnej części wspólnego gruntu i ukształtowania go w sposób świadomy i spójny


Chojnice nie potrzebują kolejnych placów zabaw. A na pewno nie takich, jakie powstają ostatnio. Czyli samoistnych, arbitralnie tworzonych bytów. Ogrodzonych metalowym płotem enklaw, postawionych na przypadkowym fragmencie osiedlowych błoni (np. ulica Ceynowy). Albo wciśniętych między bloki, garaże i parkingi, szczelnie wypełniających i tak już klaustrofobiczną, szczątkową przestrzeń wspólną (ulice Książąt Pomorskich, Rzepakowa). Oderwanych od kontekstu, od miejsca, w które je wrzucono.
Plac zabaw ul. Ceynowy

Na takie kształtowanie przestrzeni wspólnej nas po prostu nie stać. Zbyt wiele czasu, pieniędzy, miejsca i energii kosztuje tworzenie enklaw, które przez kilka godzin dziennie służą dzieciom w określonym przedziale wiekowym i ich opiekunom.

Dzieci potrzebują miejsc do zabawy. Ale nie tylko one. My wszyscy, mieszkańcy miasta potrzebujemy miejsc wspólnych. Przestrzeni pośredniej między naszymi domami a miejskimi placami i ulicami. Przestrzeni integrującej kwartały sąsiedzkie, osiedla i dzielnice. Integrującej mieszkańców.
Plac zabaw ul. Książąt Pomorskich

Powstrzymać zanikanie osiedli


Chojnice swą dzisiejszą pozycję zbudowały w połowie XX wieku. Dzięki wstawiennictwu Czesława Wycecha (któremu kilka tygodni temu odebrano ulicę) do miasta sprowadzono przemysł. Efektem ubocznym było powstanie osiedli z wielkiej płyty dla napływających ludzi. Dziś zajmują one znaczną część miasta. A każde osiedle jest przestrzenią dużo luźniejszą niż tradycyjna tkanka miejska – czy to średniowieczna, czy XIX-wieczna. Świetnie to widać na zdjęciach lotniczych czy w Google Earth. Zabudowa okolic Dworcowej, Piłsudskiego czy ulic wokół Starego Rynku jest zwarta i spoista. Przestrzeń osiedli natomiast ma amorficzną, nieczytelną strukturę, poprzecinaną ulicami na duże kwartały, na których porozrzucane są bloki.

To niekoniecznie musi być wada. W końcu u podstaw modernistycznej idei osiedla i bloku leżała na przykład chęć zapewnienia mieszkańcom dostępu do słońca, świeżego powietrza i zieleni. Jednak dokładnie z tego samego powodu osiedla zagrożone są dezintegracją. Obserwujemy i doświadczamy tego w Chojnicach. Osiedla powoli się rozpadają. Proces ten zaczął się pewnie już w latach osiemdziesiątych, przyspieszył wraz z początkiem transformacji, a dziś pogłębia się coraz bardziej. Poszczególne mieszkania, klatki i całe bloki wydają się być coraz bardziej zadbane. Choć i  u nas nie udało się przy ocieplaniu uniknąć choroby nazywanej przez Filipa Springera pastelozą. Oraz kutych balustrad na balkonach.

Zanika natomiast przestrzeń wspólna. Uważana chyba za niczyją. Traktowana jak psia toaleta albo parcela, z której można wykroić garaże czy kolejny parking, postawić kolejny billboard, kolejny płotek, który wygrodzi półlegalną (nielegalną?) namiastkę ogródka. Odczuwana i przeżywana chyba jako pustkowie, obszar pomiędzy miejscami, w których toczy się życie: pomiędzy mieszkaniem a węzłowymi punktami gdzieś w mieście – rynkiem, pracą, galerią handlową, przychodnią, kościołem… Jako przestrzeń pośrednia, którą chce się jak najszybciej przemierzyć.

 Wspólna przestrzeń dla wszystkich


A przecież przestrzeń pośrednia może i powinna być również czymś innym. Tkanką łączną między prywatnością domu a publicznym życiem w mieście. Miejscem, w którym można zatrzymać się i spędzić jakiś czas. Krótszy bądź dłuższy. Spotkać się, porozmawiać, pobyć poza domem. Już nie w mieszkaniu, ale jeszcze nie w mieście. Już nie w mieszkaniu, ale wciąż u siebie – swoim sąsiedztwie, kwartale, osiedlu.

Aby to stało się możliwe, nie wystarczy przypadkowo postawiona ławka, zasadzone drzewo czy posadowiony plac zabaw. Coraz częstsze budowanie siłowni zewnętrznych jest krokiem w dobrym kierunku. Ale to wciąż za mało. Potrzebujemy świadomego wyodrębnienia pewnej części wspólnego gruntu i ukształtowania go w sposób zaawansowany. Potrzebujemy uważnego, konsekwentnego i planowego tworzenia na osiedlach przestrzeni publicznej. Dla osób w każdym wieku. Również dla dzieci.

Świadomie zaprojektowana, z uwzględnieniem i udziałem mieszkańców, przestrzeń publiczna ma szansę powstrzymać degradację osiedli i posłużyć ich integracji. W różny sposób. Integrując mieszkańców, którzy będą mieli gdzie pobyć ze sobą poza domem. Ale też miejsca takie mogą być zalążkiem, wokół wykrystalizuje się osiedle, które będzie czymś więcej niż zbiorem bloków stojących między ulicami, parkingami i rachitycznymi kawałkami zieleni.

Jak to zrobić? O tym w kolejnym wpisie. Już niedługo :)
(td)

1 komentarz:

  1. Podobno nasze miasta będą kształtować ludzie w wieku 60+ W Chojnicach już mamy tego namiastkę, ponieważ w RM Antoni szlanga i Stanisław Kowalik, to osoby, który mają całkiem spory wpływ na kształtowanie wspólnej przestrzeni miasta (a najbardziej osiedli 700-lecia i Kaszubskiego). Radni Gabryś, Drewek to też osoby w swoich osiedlach, które mają co nieco do powiedzenia. Te osoby (niczego im nie ujmując) prawdopodobnie nie maja pojęcia kto to jest Filip Springer i nie wiedzą jak powinno wyglądać nowoczesne miasto. One są na innym etapie życia i czego innego wymagają od miasta. Tkankę miasta kształtuje grupa, która zabrała tyle przestrzeni, że to aż niemożliwe. Kierowcy. W odzyskiwaniu jej (a próbowałem) przeszkadzają urzędnicy. "Niedasię" to ulubione słowo w ratuszu. Sorry, ale po kilku latach składania różnych pism taki wyciągnąłem wniosek. Te elementy, na które się zgodzili, to wynikało z ich błędu, lub jest tak kompletnie neutralne, że nie było problemu. Dyrektor Rekowski broni miejsc parkingowych, o których nie ma pojęcia. Broni miejsc parkingowych, kosztem pieszych. Miasto jest zdominowane przez ludzi, którzy bardzo słabo rozumieją potrzeby ludzi. Za to samochodów, aż za bardzo. Wasz wpis bardzo, ale to bardzo mi się podoba. To słowa wyjęte z książki Montomeryego "Miasto szczęśliwe". Książki, która wg Springera powinna być obowiązkowa, dla każdego, kto ma wpływ na kształtowanie przestrzeni miasta.
    ps. wiem, że rzucam nazwiskami, ale sam działam w otwartej przyłbicy, więc daję sobie to prawo. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń