piątek, 7 lutego 2020

Podsumowanie 2019: Ebner i Wittgenstein i ciepły listopad w Krakowie

Ważną rzeczą, która wydarzyła się w listopadzie w Krakowie, było międzynarodowe sympozjum pt. "Słowo - stulecie Słowa i realności duchowych Ferdynanda Ebnera", zorganizowanego przez prof. Jarosława Jagiełłę na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II. Z Krakowa oprócz kilku nowych interesujących i ważnych znajomości filozoficznych i otrzymanej w prezencie (ogromnie dziękuję :)) książki "The Eternal We" Harolda Greena, amerykańskiego tłumacza pracy Ebnera, przywiozłam kategorię "pomiędzy", która pojawiła się w dwóch wystąpieniach: u prof. Ericha Hambergera z Salzburga i właśnie o Hala Greena. Jak zawsze, bardzo ważne było też dla mnie wystąpienie Krzysztofa Skorulskiego, a w nim zwłaszcza prezentacja przeciwstawienia abstrakcji i konkretu u Ebnera.

Od lewej: Juan Manuel Caranton Quintero, Kitty Green i prof. Joseph Chapel

Bardzo serdecznie dziękuję prof. Jagielle za zaproszenie mnie.

Rok 2019 był rokiem nie tylko 100-lecia wydania pracy (Słowo i realności duchowe. Fragmenty pneumatologiczne) nadal mało znanego w Polsce i na świecie Ebnera, ale także rokiem 100-lecia pierwszego wydania jednej z najważniejszych i powszechnie uznawanych za takie książek innego austriackiego myśliciela, Ludwika Wittgensteina, Traktatu logiczno-filozoficznego (w Polsce poświęcono tej rocznicy wystawę dotyczącą Wittgensteina w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie, którą udało mi się zobaczyć w drodze do Krakowa). Ciekawostka dotycząca tych dwóch myślicieli jest taka, że choć oni sami się nigdy nie spotkali, to nie tylko wiedzieli o sobie, ale rękopisy ich książek, Fragmenty Ebnera i Traktat Wittgensteina leżały przez jakiś czas na tym samym biurku Ludwika von Fickera. Ficker mógł w tamtym czasie wydać tylko jedną książkę i wybrał Fragmenty Ebnera. Traktatu, jak sam potem mówił, nie rozumiał. Jak wiadomo, Traktat sobie poradził...


Jedną z dyskusji prowadził znany w Chojnicach Krzysztof Skorulski (przy drzwiach), w rzędzie przede mną prof. Jarosław Jagiełło i prof. Herbert Limberger

Nie wiedząc o zbieżności tych dwóch rocznic, przygotowałam wystąpienie właśnie o refleksji nad istotą mowy (tzn. istotą zdania, istotą odwzorowania rzeczywistości i wspólności mowy) u Ebnera i Wittgensteina, znajdując u nich korespondencje rzucające światło na rozumienie obu dzieł i - co za tym idzie - na samą sprawę istoty mowy. To rzeczy trudne i raczej specjalistyczne. Powiem krótko, że chodziło o kwestię funkcjonowania zdania jako tego, co odwzorowuje rzeczywistość, i zarazem buduje wspólnotę między mówiącymi. Podobnie, jak u Krzysztofa Skorulskiego, także u mnie stanęła kwestia tego, co abstrakcyjne i tego, co konkretne w mowie i w życiu... Kwestia, która chyba musi stanąć przed każdym, kto poważnie traktuje swoje życie jako życie filozoficzne...

Chociaż nie było dużo czasu na chodzenie po mieście, Kraków oczarował wszystkich. Konferencja była przy samym Wawelu...

Autorem zdjęć jest Juan Manuel Caranton Quintero. 
Thank You for the photos, Juan :)
Teksty wystąpień zostaną opublikowane w "Logos i Ethos".
I jeszcze: odesłanie do relacji z sympozjum Krzysztofa Skorulskiego na stronie Międzynarodowego Towarzystwa Ferdynanda Ebnera.

(ed)

sobota, 11 stycznia 2020

Podsumowanie 2019, czyli o czym nie było czasu pisać: kryzys racjonalności i Bachtin

Oprócz opisanych w tym roku wydarzeń, było jeszcze kilka rzeczy wartych wspomnienia. Ten tekst poświęcam jednej z nich.

Łódzkie środowisko akademickie wraz z Kapitułą Nagrody Kotarbińskiego co pół roku organizuje spotkanie Kolegium Refleksji Humanistycznej im. T. Kotarbińskiego poświęcone różnych aktualnym problemom polskiej humanistyki, życia akademickiego i ważnym problemom społecznym (na stronie Kolegium szczególnie gorąco polecam nagranie wystąpienia prof. Tadeusza Sławka, znakomitego śląskiego anglisty, literaturoznawcy, tłumacza poezji Blake'a o wspólnocie akademickiej). Staram się w tych spotkaniach uczestniczyć, a we wrześniu miałam przyjemność mówić z prof. Ryszardem Kleszczem o kryzysie racjonalności.


 W trakcie przygotowań do tego wystąpienia (zwykle w późnych godzinach wieczornych lub wczesnych rannych :)) powróciłam do lektury książki Michaiła Bachtina, której polski tytuł brzmi "W stronę filozofii czynu". Bachtin napisał tę rzecz w młodym wieku w dwudziestoleciu międzywojennym i to jest jedyna jego książka stricte filozoficzna (oczywiście: pozostałe też są - co do treści - filozoficzne), w Rosji wydano ją dopiero w latach 80-tych (polski przekład Żyłki to lata 90-te). W kontekście kryzysu racjonalności wydała mi się ona bardzo aktualna. Jako antidotum Bachtinowskie na ten kryzys prezentuje się powrót do bardzo konkretnego ujęcia czynu (może: "działania" - ros. postupka, niestety po polsku na pewno nie "postępku", może "postąpienia") z jego wnętrza, tzn. z jego - a wraz z nim naszego - zanurzenia w konkretnym 'tu i teraz'. To 'tu i  teraz' to nasze niepowtarzalne miejsce w całości istnienia, istnienia, które ma charakter dynamiczny (ta jego dynamiczność z całą ostrością stanęła przed oczyma wielu filozofów w tamtym czasie, a obecnie w moim odczuciu stała się czymś wręcz dramatycznym). Z tego niepowtarzalnego miejsca, ukonstytuowanego od razu przez relacje z innymi, jawi nam się wszystko. Z niego mamy dostęp do prawdy (wspólnej, ale dostęp jest niepowtarzalny) i do naszych niepowtarzalnych zadań. Ale co z racjonalnością?
Bachtin pisze:
"Czyn w swojej integralności jest bardziej niż racjonalny. On jest odpowiedzialny. Racjonalność to tylko moment odpowiedzialności (...)." [pol. wyd. s. 56].
Dopowiadam: ta odpowiedzialność czynu wypływa wg Bachtina z mojego niepowtarzalnego i widzialnego i rozumianego przeze mnie jako takie usytuowania w istnieniu (bo jestem "bytem przytomnym", Heideggerowskim 'Dasein', obecnym na sposób świadomości "tu i teraz", a ta świadomość to pochodna "daru mowy", co chyba w tamtym czasie najwyraźniej dostrzegał Ebner za Hamannem i Humboldtem).
Bachtin dalej:
"Przesąd [racjonalizmu] głosi, że tylko to, co logiczne, jest jasne i racjonalne, gdy tymczasem jest ono żywiołowe i ciemne poza odpowiedzialną świadomością (...). Jasność logiczna i konieczna konsekwencja - oderwana od jednolitego i niepowtarzalnego ośrodka odpowiedzialnej świadomości - jest ciemną i żywiołową siłą właśnie wskutek działania prawa immanentnej konieczności, które jest charakterystyczne dla dziedziny tego, co logiczne. Ten sam błąd racjonalizmu przejawia się w przeciwstawieniu tego, co obiektywne - jako racjonalne - temu, co subiektywne, indywidualne, jednostkowe - jako irracjonalne, przypadkowe."
Bachtin - moim zdaniem - w ten sposób znakomicie przezwycięża to skądinąd pożyteczne przeciwstawienie subiektywności i obiektywności: "od wewnątrz czynu, od wewnątrz mojego uczestnictwa w istnieniu".
"[...] od wewnątrz czynu ten, kto go dokonuje, zna jasne i wyraziste światło, w którym się orientuje."
To Bachtinowskie światło jest dane jednak chyba nie tyle przez sam czyn, ile przez to, że dokonujący go jest 'Dasein', 'bytem przytomnym' i jednocześnie zakorzenionym w cielesnym świecie. Sam czyn (np. dokonany w emocjach) może być przecież naprawdę dla nas nieprzejrzysty (por. "...bo nie wiedzą, co czynią"). Być może właśnie nasze podstawowe zadanie życiowe polega na uczynieniu go przejrzystym. Opis Bachtina, który za chwilę przytoczę, to jest opis "spokojnej", może "kontemplacyjnej", choć z konieczności ucieleśnionej świadomości, która dopiero ma coś zrobić; to jest opis właśnie momentu zatrzymania:
"Zdarzenie może być jasne i wyraźne we wszystkich swoich momentach dla czynnie w nim uczestniczącego. Czy to oznacza, że uczestniczący rozumie je logicznie [tj. abstrakcyjnie] [...]? Nie, widzi on jasno tych konkretnych ludzi, których kocha, to niebo, tę ziemię [...] i ten czas; jednocześnie jest mu dana również wartość [...] tych ludzi i przedmiotów. Wczuwa się on w ich życie wewnętrzne i pragnienia, rozumie rzeczywisty i pożądany sens wzajemnych relacji [...], i rozumie powinność swojego czynu, [...] rzeczywistą, konkretną powinność uwarunkowaną niepowtarzalnym miejscem w kontekście zdarzenia."
"Światło" więc, którego odblaskiem jest racjonalność, pochodzi z zakorzenienia świadomości w tu i teraz, tzn. z jej ucieleśnienia. Nie ma innego światła danego nam w sposób naturalny. Oderwanie różnych funkcji racjonalnych od mojego pełnego uczestnictwa w tu i teraz prowadzi nas w ciemne rejony i doprowadza właśnie do kryzysu nie tylko racjonalności (mechanizacja komunikacji - notabene umożliwiona przez sformalizowanie m.in. pojęcia prawdy - bardzo skutecznie przyspiesza ten nasz pochód w ciemną stronę).
Tyle Bachtin i wnioski, które moim zdaniem płyną z tego ujęcia.


Powiem jeszcze tylko o trzech ciekawych kwestiach, które stanęły następnie w dyskusji. Prof. Sławek spytał o racjonalność uczuć. Nie jestem zwolenniczką prostego przeciwstawienia racjonalności i uczuciowości. Sądzę, że uczucia mają swoją racjonalność - której zrozumienie jest jednym z zadań zaangażowanej w istnienie świadomości. Jednakże uczucia często faktycznie "mącą" światło zaangażowanej świadomości. To jest wielki temat do zbadania - na razie nie znalazłam żadnego pełnego opracowania (ciekawe rzeczy, choć niestety niecałościowe można przeczytać u Edyty Stein "O zagadnieniu wczucia", nie znam niestety Schelera).
Dr Rafał Majda spytał to, czy nie jest tak, że wobec zakorzenienia racjonalności w odpowiedzialności konkretnego działania czyny oderwane od tej odpowiedzialności są de facto nieracjonalne. Nasuwa się tutaj myśl, przywołana przez Rafała Majdę, o sprawnych systemach eksterminacji w państwach totalitarnych. Mówi się przecież o racjonalizacji tych systemów zagłady. Czy wobec tego takie mówienie nie jest nadużyciem? Nie potrafiłam i nie potrafię krótko odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Odsłania ono ciekawe i ważne aspekty zagadnienia racjonalności. Znów rzecz do badania (niektórzy może w tym kontekście przywołaliby rozróżnienie między rozumem technicznym a rozumem praktycznym...).
Padło jeszcze takie pytanie: czy jeśli kogoś nienawidzę, to nie byłoby rzeczą racjonalną, tego kogoś zabić? Pozostawiam Czytającym odpowiedź także na to pytanie.

Odsyłam jeszcze do sprawozdania z Gali Nagrody Kotarbińskiego, której laureatem 2019 został prof. Grzegorz Ziółkowski za książkę "Okrutny teatr samospaleń". Powtórzę za prof. Ziółkowskim "humanistyka nie jest dla ludzi letnich" :)

(ed)







piątek, 13 grudnia 2019

Finał "Mojego miejsca we wszechświecie"

Mało jest teraz czasu na pisanie. Dlatego piszę finalnie :) i o finale :)


Finałem jest wystawa, na którą serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych i sympatyków.

Wystawa wieńczy projekt "Moje miejsce we wszechświecie" i będą na niej prace wykonane przez uczestników jesiennych warsztatów filozoficzno-artystycznych w Miejskiej Bibliotece Publicznej. Będą prace wykonane różnymi technikami: linoryty, witraże, bombki... A na wszystkich Chojnice... choć raczej w detalu, bo trudno jest przedstawić dobrze duże obiekty - to było jedno z naszych ważnych doświadczeń.


Wernisaż wystawy odbędzie się 16 grudnia 2019 r. o godz. 17. Potem przez kilka dni będzie można oglądać prace w bibliotece.


W części filozoficznej zajęć próbowaliśmy sobie powiedzieć o tym, że miejsce to nie tylko miejsce w przestrzeni, ale także nasze miejsce w relacjach z innymi. To "pomiędzy" tworzące na różnych poziomach wspólnoty jest może nawet ważniejsze niż przestrzenne "pomiędzy". Chociaż trudno sobie wyobrazić jedno bez drugiego - bo póki co żyjemy w ciałach i nasze relacje, także te niecielesne ("to, że kogoś słucham", "to, że komuś wierzę", "to, że kogoś kocham"), są zakorzenione w naszej cielesności. Były kaszubskie legendy o tym, że nie wszystko można sprzedawać i kupować, a także opowieści z dalekich krajów o tym, jak można zasłużyć na raj, przygarniając koty...


Serdecznie dziękuję Wszystkim Uczestnikom - udało się nam zbudować wyjątkowe relacje! Nie byłoby to jednak możliwe bez magicznej i ciepłej atmosfery Oddziału Dziecięcego Miejskiej Biblioteki Publicznej - dzięki, Wioletta i Malwina :) I wreszcie dziękuję Justynie Barwinie-Myszce za przeprowadzenie nas przez zakamarki różnych ciekawych technik artystycznych. Osobne podziękowania należą się Panu Bogdanowi Kufflowi i Emili Kalitcie za wsparcie organizacyjne oraz Panu Przemysławowi Zientkowskiemu za otwartość :)

Projekt został zrealizowany dzięki dofinansowaniu MKiDN z Funduszu Promocji Kultury i UM Chojnice w ramach akcji "Samorząd przyjazny dzieciom".

(ed)

czwartek, 17 października 2019

Witobaza i poczucie sensu

Pod koniec września Tomek w Gdyni na Witominie finalizował z Alicją Nowicz ze Stowarzyszenia Halo Kultura i Klaudią Jarecką-Świecą z Fundacji Miejsce Tworzenia mural w ramach projektu "Witobaza". Rodzinnie włączyliśmy się w część tego finału: w przygotowania ściany pod mural. I choć byłam po całym tygodniu pracy mocno zmęczona, nie żałuję ani jednej minuty, którą spędziłam na Witominie kładąc podkład, gipsując itd.

Oglądanie tego, co już zostało zrobione: Tomek z jednym z nastolatków, którzy pracowali przy muralu.


Bo każdy taki projekt ma strasznie ważny aspekt: bycia i robienia czegoś sensowego razem.

Spotkałam tam starych znajomych, którzy widzieli moje starsze dziecko (teraz 15 lat), kiedy miało niespełna rok, i zrzucali się na kocyk w prezencie (bardzo dobry kocyk, ciepły, solidny, różowy - sama bym w życiu różowego wtedy nie kupiła :))). Spotkałam nowych znajomych, którzy od razu stali się, jak starzy znajomi. I poznałam wiele innych osób, nawet nie pamiętam wszystkich imion w najróżniejszym wieku - z którymi mam nadzieję się jeszcze spotkać i mam pewność, że jeśli się spotkamy, to się rozpoznamy i znów będzie nam razem dobrze.

Na pierwszym planie Sam i Milo. Milo był najmłodszy spośród nas.


Taka jest moc robienia czegoś razem i dawania. Klaudia, Tomek, Ala dzięki Wam za to wydarzenie :)

Znów okazało się, że poczucie sensu daje bycie razem i robienie czegoś razem, kiedy w tym robieniu jest moment dawania: w tym wypadku dawania swojego czasu, umiejętności (to nie ja :), ale np. jeden z nastoletnich chłopców, którzy do nas dołączyli, potrafił świetnie gipsować i uczył tego innych).

Felek zachował na spodniach resztki po farbie :)


Sens to jedna z najtrudniejszych do uchwycenia rzeczy. Bo nie wszystko, co ma sens, musi dawać poczucie sensu. Chyba jednak można zaryzykować powiedzenie, że to, co daje głębokie poczucie sensu, ma sens.

Odróżnienie sensu od poczucia wiąże się w istotowy sposób z pokorą: nie stracić nadziei, kiedy brakuje poczucia sensu w tym, co się przydarza. I tu chciałabym przywołać wydanego niedawno znów w Chojnicach Ferdinanda Ebnera. W przekładzie Krzysztofa Skorulskiego, który niedawno swój przekład w Chojnicach promował: "Sens [indywidualnej egzystencji] leży bezpieczny i zarazem ukryty w Bogu, a do czego ktoś jest Bogu w swym życiu potrzebny, tego nie musi wiedzieć nawet on sam" (F. Ebner "Słowo i miłość", Chojnice 2019, s. 257).

Dodam tylko, że Fundacja Miejsce Tworzenia razem z Fundacją Zarzewie ma szansę w ramach rewitalizacji coś wartościowego zrobić razem w Chojnicach. Potrzebne jest jednak wsparcie tutejszego samorządu - czy takie będzie nam dane, czas pokaże...

(ed)

PS. A tak to wyglądało, kiedy już przybrało konkretną formę:




niedziela, 29 września 2019

Co czytać dzieciom?

Ten wpis powstaje na prośbę rodziców. Co polecać do czytania z dziećmi na rynku wydawniczym? Wcale nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie.
Wskutek takich akcji, jak "Cała Polska czyta dzieciom" i istnienia już od wielu lat programu MKiDN promującego czytelnictwo większość rodziców ma świadomość, że czytanie dzieciom jest ważne. Choć nadal nie wszyscy rodzice dzieciom czytają... Po kilku minutach pracy z dzieckiem widzę, czy mam do czynienia z dzieckiem, któremu czytano, czy nie :) Pytanie jest jednak w przypadku tych czytających, co wybierać do czytania.
Rynek jest bogaty: nawet w hipermarketach stoją regały z książkami. Sama czasem coś tam kupuję... Można znaleźć tam naprawdę różne rzeczy i nie ma co tej formy kupowania książek od razu przekreślać.
Przekreślić moim zdaniem trzeba z jednej strony komputerowe przeróbki różnych klasycznych bajek dla dzieci, często do takiego stopnia skrócone, że naprawdę nie wiadomo, o co tam pierwotnie chodziło - to taka masówka, nastawiona na tych, którzy przy okazji kupowania innych rzeczy kupują też książki dla dzieci, bo "przecież trzeba dzieciom czytać". Powstaje pytanie, dlaczego takie osoby dziwią się, że dzieci czytanie nie interesuje. Czy my sami byśmy chcieli, żeby ktoś wciskał nam kit i żądał od nas zadowolenia?
Przekreślić moim zdaniem z innych powodów trzeba różne książki zbyt, a nawet patologicznie "ambitne", których autorzy zapominają, że dziecko jest dzieckiem. Ja tych książek nie lubię. Często wydają je wydawnictwa skądinąd wartościowe, jak np. Dwie Siostry. W przypadku takich książek istnieje niebezpieczeństwo, że autor wylewa na dzieci swoje nierozwiązane problemy życiowe, a to chyba nie tak ma być. Jeśli macie po przeczytaniu pierwszej strony wątpliwość, czy książka, dobrze zilustrowana i wyglądająca na "wartościową", jest ok, nie kupujcie jej dzieciom.
Ja też nie lubię przesadnie takich książek dosadnie edukacyjnych, jak np. "Tupcio Chrupcio". Ale rozumiem ich miejsce i na półce u mojego syna kilku "Tupciów" stoi :)
Polecę Wam teraz kilka książek moim zdaniem bardzo dobrych ze stosunkowo nowej literatury dla dzieci:

Dla mnie hitem jest seria o Piaskowym Wilku Asy Lind i Zakamarków:



"Piaskowego Wilka" polecałabym dla dzieci tak od 4 lat. A dla młodszych szczególnie upodobałam sobie w Zakamarkach serię o Kajtku:


Do wspólnego oglądania polecam serię Dwóch Sióstr o Ulicy Czereśniowej:

Fajny z wydawnictw dla młodszych dzieci jest też Tatarak z "Bardzo głodną gąsienicą" i innymi podobnymi książeczkami. Muchomor ma ładnie zilustrowane klasyczne rymowanki i śpiewanki, np. "Jadą, jadą misie".
Zasadniczo lubię też Hokus Pokus, którego szefową kiedyś poznałam na Targach Książki. Ale oni właśnie czasem w moim odczuciu przesadzają z tymi "ambitnymi" książkami. Ich hitem dla maluchów była seria o Julku i Julce (mamy w przedszkolu), pewnie już niedostępna na rynku pierwotnym. Teraz w innym przekładzie jest wznowienie tej serii, tyle że teraz to "Janek i Janeczka" (Dwie Siostry). Hokus Pokus wydał też mojego ukochanego "Króla i morze". Nie linkuję, bo chwilowo strona wydawnictwa nie działa.
Na koniec chciałabym polecić, jeśli macie trochę czasu, czasopismo "Ryms" o książkach dla dzieci. Warto zajrzeć czasem na stronę www .
Jest jeszcze mnóstwo innych fajnych rzeczy, słuchajcie swojego serca... (słuchacie, bo widzę, jakie książki dzieci przynoszą do przedszkola :)) Mi zawsze dobrze podpowiadało.

(ed)







czwartek, 12 września 2019

Wychowanie w stylu Kurta Hahna

Publikuję niedawno przetłumaczone przeze mnie fragmenty tekstu Kurta Hahna o wyzwaniach, jakie stawiają nasze czasy wychowawcom. Kurt Hahn jest uważany za jednego z ojców edukacji naturalnej. Ma swoją stronę internetową.


"Z Platonem wierzę w moc wychowania. Pokusy są nieuniknione. Nie znikną: z nowoczesnego środowiska nie znikną ani mechaniczne metody przemieszczania się, ani środki uspokajające i pobudzające, ani niezmierny pośpiech czy brak zatrzymania się wprowadzający zamęt. Możemy jednak dorastającym pokoleniom wskazać nawyki, które uczynią je odpornymi i zapobiegną uczynieniu z nich bezradnych ofiar naszego chorego stylu życia. Chodzi o stworzenie otoczenia przekazującego bodźce, które pozwalają wyzdrowieć – bodźce, które wcześniej stanowiły nieodłączne elementy codziennego życia, a w dzisiejszym otoczeniu niemal wygasły: bodźców popychających ku zdrowemu ruchowi, bodźców do podejmowania przedsięwzięć mająch wagę i siłę przekonywania, bodźców skłaniających do dbałości, bodźców do wyciągania wniosków z przeszłości i przewidywania przyszłości, a także do marzenia o przyszłości. Bodźców do pielęgnowania samodyscypliny, samodzielności i do służby bliźniemu.

Zalecam wprowadzenie terapii zapobiegawczej, terapii przeżyciami. Żeby zapobiec upadkowi kondycji fizycznej, domagamy się wprowadzenia przerwy na trening przynajmniej cztery razy w tygodniu. Dziś możemy stawiać to żądanie nie tylko jako wychowawcy, ale także w imieniu lekarzy. Już wiadomo, że niedobór ruchu jest w nie mniejszym stopniu szkodliwy niż przed wojną – niedożywienie. Przerażająca liczba kobiet i mężczyzn umiera na zawał serca między 40 a 60 rokiem życia, co w istotnej mierze spowodowane jest niedoborem ruchu. Jak oczekiwać od dorosłego człowieka, że włączy aktywność fizyczną w swój plan dnia, jeśli dziecięca radość ruchu wygasa już w wieku nastoletnim? W czasie przerw na treningi należy ćwiczyć panowanie nad ciałem, szybkość i skoczność – i należy przy tym stawiać po pierwsze młodym ludziom cele leżące w zasięgu każdej dziewczyny i chłopca, po drugie takie cele, które są odpowiednio ambitne, by zachęcić utalentowanych lekkoatletów do dążenia do nich.

Aktywność fizyczna jest konieczną, ale bynajmniej niewystarczającą podstawą do wypraw – drugiego ważnego elementu terapii przeżyciami. Nie wszyscy utalentowani lekkoatleci są gotowi przyjaźnić się z wiatrem i deszczem. Czasem ich życie jest podobne do życia w sanatorium, przerywanego znakomitymi osiągnięciami. Wyprawy wodne i lądowe powinny rozwijać umiejętność przewidywania i planowania, dbałość, przezorność, umiejętność podejmowania decyzji i wytrwałość w realizacji. Wyprawy nie zawsze się podobają. Kiedyś spytałem pewnego chłopca, który w czasie jednego rejsu na Orkady przeżył trzy sztormy na Morzu Północnym, jak mu się podobało to przedsięwzięcie. Odpowiedział: „Niesamowicie – choć nie w tym momencie”.

Trzeci element to projekt. Może to być projekt literacki albo artystyczny albo przedsięwzięcie zbadania lub konstrukcji skomplikowanego urządzenia naukowego czy też wzniesienie małej budowli, ale wszystkie te cele powinny mieć ze sobą tyle wspólnego, że dążą do jasno zdefiniowanego celu i wymagają pogłębienia i wytrwałości. Projektów nie należy rozumieć jako czegoś, co zastępuje egzaminy, lecz jako ich uzupełnienie. Egzaminy sprawdzają siłę woli i inteligencję „powierzchniową”; projekty nierzadko wyzwalają ukryte zasoby rozumu.

Czwarty element jest najważniejszy: służba bliźniemu. Pod koniec ubiegłego wieku (XIX w.) William James podstawił wychowawcom i politykom wyzwanie: odkryjcie moralny ekwiwalent wojny. Jeśli głównymi celami w czasie pokoju stają się zadowolenie i zysk, powiada James, to niezaspokojone pozostaje elementarne pragnienie: tęsknota za tym, by służyć sprawie, która może człowieka pochłonąć; wówczas istnieje niebezpieczeństwo, że w sytuacji międzynarodowego kryzysu uwiedzie ludzi wojna, którą powitają jako wyzwolenie od pokoju pętającego skrzydła. Odkryto moralny ekwiwalent wojny. Pragnienie ratowania wyzwala dynamikę ludzkiej duszy, potężniejszą od dynamiki wojny. To jest pokrzepiające doświadczenie."

(ed)

czwartek, 18 lipca 2019

Szkolenie w "Wilczku"

Pod koniec czerwca byłam z Małgosią Jasińską, przyszłą nauczycielką w przedszkolu naturalnym "Wiśniowy Sad" w Lichnowach k. Chojnic, na wizycie szkoleniowej w przedszkolu leśnym "Wilczek" w Gdańsku Oliwie.

"Wilczek" to przedszkole leśne z prawdziwego zdarzenia. Nie mają budynku, mają tylko jurtę, zbudowaną na drewnianym podeście. W jurcie jest piecyk, książki, klocki i trochę puzzli. A także materiały plastyczne.



Dzieci właściwie 100% czasu spędzają na dworze, na ogrodzonym terenie przedszkola albo na wycieczce, która odbywa się codziennie. Na wycieczkę zabierają sznur, którego dzieci się trzymają. Z grupą maksymalnie 15 dzieci idą 2 osoby dorosłe. Docierają do wybranego przez siebie miejsca i tam się zatrzymują, bawią, uczą, rysują... Mają ze sobą rozkładane stoliki, plandeki i hamaki do rozpięcia. Oraz przenośną deseczkę klozetową, łopatkę, gdyby ktoś musiał skorzystać z toalety...


Na terenie przedszkola jest kuchnia błotna (z palet i starego zlewu), szałas z witek wierzbowych, scena teatralna (również z palet).


Każde przedszkole leśne czy naturalne jest trochę inne. "Wiśniowy Sad" nie będzie tak radykalny. Mamy budynek (w starym dworku) i trochę czasu chcemy tam jednak spędzać :). Wiele zasad jednak z całą pewnością przejmiemy z "Wilczka". Serdecznie dziękuję Kasi, Atenie i wszystkim dzieciom za zaproszenie. Ten dzień, choć niezwykle owocny, był też bardzo odprężający :)

(ed)